wtorek, 31 stycznia 2012

Rozdział drugi

Wszyscy obecni w szpitalnej sali patrzyli się na mnie w dziwny sposób.
- Eee… No bo ja… Ja myślałam, że pan jest moim ojcem. – powiedziałam w końcu. „Eh, mogli mnie tam u góry wyposażyć w choć trochę wiedzy na temat życia tej dziewczyny.”
- Czy to możliwe, żeby miała amnezję? – spytała zmartwiona kobieta.
- Nie powinna… Ale nawet jeśli, to amnezja nie objawia się w tak dziwaczny sposób.
- Może jestem wyjątkowa. – mruknęłam niezadowolona z tego, że rozmawiają jakby mnie tu nie było.
- Może. – przyznał lekarz. Czułam, że chyba mnie nie polubił.
- No dobra, pomyliłam się. – przyznałam. – Więc to wy jesteście moimi rodzicami? – zwróciłam się do małżeństwa.
- Tak. – uśmiechnął się mężczyzna delikatnie. „Muszę zacząć opisywać ich jako mich rodziców”, pomyślałam. – Nie pamiętasz nas?
- Ee… Nie za bardzo.
- A pamiętasz jak się nazywasz? – zapytał lekarz.
Jak ona miała na imię? Coś na Anne… Annabeth? Nie… O, wiem! Annabel. Ale chyba nie powinnam się im przyznawać, że to wiem…
- Nie, nie pamiętam. – odparłam.
- Jesteś Annabel Blue. Próbowałaś popełnić samobójstwo, ale na szczęście udało nam się cię uratować.
- A dlaczego chciałam się zabić? – zapytałam. Chyba powinnam była to wiedzieć.
- Dokładnie nie wiemy. - zaczęła… moja mama. – Chyba przez to, że byłaś samotna.
- W jakim sensie samotna?
- W szkole trzymałaś się raczej na uboczu, przez co po skończeniu jej nie miałaś zbyt wielu przyjaciół. Z wyjątkiem jednego… Ale on wyjechał.
- Aha. – to wszystko co odpowiedziałam. Nie wiedziałam jeszcze co o tym wszystkim myśleć. Czy to był wystarczający powód, żeby się zabijać?
- Ale niech cię to teraz nie nurtuje. Najważniejsze, że żyjesz i że odzyskaliśmy naszą córeczkę. – uśmiechnął się mój tata. Właściwie to nie mój… I nie odzyskali swojej córki. Czy to było wobec nich fair? Ale przecież ich córka nie chciała wracać, a ja tak, więc uszczęśliwiłam łącznie cztery osoby, włącznie ze mną.
- Kiedy będę mogła opuścić szpital? – spytałam.
- Jeszcze trochę tu zostaniesz. – odezwał się znowu lekarz. – Tydzień, może krócej.
- Ale to za długo! – zaczęłam protestować. – Czuję się świetnie!
Zerwałam się i stanęłam na łóżku, żeby pokazać im, że jestem w pełni sił. Niestety straciłam równowagę i spadłam prosto na… lekarza. „Tak, ten koleś zdecydowanie nie będzie mnie lubił”, pomyślałam.
- Kochanie, nic ci nie jest?! – tata zaczął mnie podnosić.
- Nie, nic.
- Jej może nie, ale mi chyba zgniotła zebro. – jęknął mężczyzna wstając. – Nie przeceniaj swoich możliwości młoda damo. Teraz poproszę pana ze mną. – zwrócił się do mojego taty. Wyszli z sali.
- Khdskngjghdksadswe – mama zaczęła jakoś dziwnie nawijać. Spojrzałam na nią mniej więcej tak O.o
- Eee… Co? – spytałam.
- Nie zrozumiałaś mnie?
- Nie za bardzo…
- Chyba naprawdę masz jakiś dziwny przypadek amnezji. – posmutniała. – Urodziłam się w Polsce, ale przyjechałam tu na wakacje po studiach. Zakochałam się w twoim ojcu i zostałam na stałe. Od małego mówiłam do ciebie po polsku… Ale najwidoczniej zapomniałaś tego języka. Co jest dziwne, bo przecież mowy się nie zapomina, nawet mając amnezję. Angielski pamiętasz, a polski nie… No ale nic. Nauczę cię na nowo, dobrze?
- Jasne. – odparłam, choć szczerze mówiąc nie miałam na to ochoty. Uczenie się obcych języków nigdy mi nie szło, a teraz miałam nauczyć się jakiegoś na tyle, żeby posługiwać się nim na co dzień. Jeszcze zniosłabym, gdyby były to na przykład hiszpański, niemiecki, albo coś tego typu, aż takie trudne nie są. Ale polski? To będzie jakaś masakra…

*Tydzień później*

Nareszcie wypisali mnie ze szpitala. Myślałam, że umrę tam z nudów. Właśnie wchodziłam za rodzicami do mojego nowego domu w Wolverhampton. Nie było to aż tak daleko od mojego rodzinnego miasta – Doncaster. Ściągnęliśmy kurtki i buty, po czym podążyłam za mamą na górę, do mojego pokoju. Nie był jakiś szczególny – jasnozielone ściany były puste, żadnych plakatów. W prawym rogu stało idealnie pościelone łóżko, obok którego znajdowała się szafka nocna. Po lewej stała średniej wielkości szafa, a za nią znajdowało się okno z dużym parapetem, na którym leżały poduszki. Przy wejściu stała komoda, a na końcu pokoju biurko. „Najgorzej nie jest”, pomyślałam.
- Pewnie jesteś zmęczona, odpocznij. – powiedziała mama, najpierw po polsku, a potem po angielsku.
Tak jak zapowiedziała mi w szpitalu, uczyła mnie polskiego. Na szczęście nie szło mi tak fatalnie jak się spodziewałam. Pamiętałam już parę słów, umiałam nawet zdania typu „Mam na imię Annabel”, ale do komunikowania się było tego za mało. A słowami, które znałam były dni tygodnia, zwroty na powitanie i pożegnanie i tego typu rzeczy.
Wbrew temu, co przypuszczała mama, nie byłam zmęczona. Podeszłam do biurka i zaczęłam przeglądać jego szuflady. Było tam dużo szkicowników. Przeglądałam je, przyglądając się dokładnie rysunkom. „Miała talent”, pomyślałam.
- Ładnie tak szperać w cudzych rzeczach? – usłyszałam głos za sobą. Podskoczyłam przestraszona. Chwila… Ten głos. Odwróciłam się i… ujrzałam uśmiechniętego Vivi’ego.
- Przestraszyłeś mnie! I nie grzebię w cudzych rzeczach. Teraz to moje rzeczy.
- Niby tak, ale jednak nie do końca. Chciałabyś żeby ktoś grzebał w twoich rzeczach?
- Gdybym była martwa to byłoby mi już wszystko jedno. A tak właściwie to co ty tu robisz?
- Mówiłem, że będę co jakiś czas wpadać, żeby sprawdzić jak sobie radzisz.
- No tak. A inni cię widzą?
- Nie. Tylko ty. – uśmiechnął się chytrze.
- Pewnie będziesz to podle wykorzystywał jak w filmach, co? Żeby zrobić ze mnie idiotkę.
- Bingo. Tak krótko się znamy, a już tyle o mnie wiesz.
- Anioły chyba powinny być dobre i pomagać, nie?
- A niepełnoletnie dziewczynki nie powinny uprawiać seksu, nie?
- Teraz jestem już pełnoletnia! Nawet w starym życiu.
- Tak, ale wtedy nie byłaś.  No nic, widzę, że wszystko u ciebie w porządku, więc wybacz, muszę już znikać. – zrobił dokładnie to co powiedział.
Odłożyłam szkicowniki i kontynuowałam przeszukiwanie biurka. Znalazłam pamiętnik. Nie miał kłódki, najwidoczniej Annabel nie obawiała się o niego za bardzo. No tak, nie miała denerwującego rodzeństwa jak ja kiedyś. Chociaż… Teraz z chęcią posprzeczałabym się z moją o cztery lata młodszą siostrą Daphne. „W tym roku będzie miała swoją szesnastkę”, pomyślałam. Żałowałam, że nie będę mogła z nią być w tym dniu. Tęskniłam za starym życiem. No ale powinnam się cieszyć, że dostałam szansę powrotu na Ziemię. Inni, którzy umarli nie mieli tyle szczęścia.
Postanowiłam odpędzić od siebie wspomnienia. Otworzyłam pamiętnik. „Niech to szlag”, pomyślałam. Wszystko było zapisane po polsku. Co za ironia losu. Przerzucałam strony, ale jedyne co było po angielsku to jakieś cytaty, przypuszczam, że z piosenek. Niektóre nawet kojarzyłam, pomimo tego, że ominęły mnie ponad dwa lata życia muzycznego świata. Zauważyłam powtarzające się imiona, najwięcej było Liam’a. Byli także Harry, Zayn, Niall i… Louis. To imię przypomniało mi mojego chłopaka. To on był częścią mojego życia, za którą najbardziej tęskniłam. „Ogarnij się Julie, miałaś się nie dołować”, przywróciłam się w myślach do porządku.
Zauważyłam też, że wiele razy wypisywała jeden kierunek, ale wnioskując po wielkich literach, po tym że było to po angielsku i po wielu cytatach towarzyszących tym słowom, była to zapewne nazwa jakiegoś zespołu. Pewnie była ich fanką. Mimo wszystko postanowiłam się upewnić. Włączyłam komputer i weszłam na internet. Wpisałam w wyszukiwarce Google One Direction. Wyskoczyło mi mnóstwo wyników. Kliknęłam w wikipedię. Tak jak przypuszczałam był to zespół. Powstali w X Factorze. Zerknęłam na członków: Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles, Louis…
Zatkało mnie. „Nie.”, pomyślałam. „To może być po prostu zbieżność nazwisk.” Zerknęłam na zdjęcie zespołu… Ten koleś był podobny. Czy jest możliwa zbieżność nazwisk i podobny wygląd? Cofnęłam i wybrałam grafikę Google. Kliknęłam jedno z pierwszych zdjęć, aby ujrzeć je większe. Ponownie mnie zatkało… „To niemożliwe”, wmawiałam sobie. „To nie on”. Ale w głębi duszy wiedziałam, że to on. Wszędzie bym go poznała.
Od zawsze podziwiałam jego cudowny głos. Nawet sama zachęcałam go, żeby poszedł do X Factor’a, ale nigdy mnie nie słuchał. Ocknęłam się i weszłam na youtube’a. Wpisałam Louis Tomlinson X Factor, po czym kliknęłam filmik z audycji. Teraz miałam już stuprocentową pewność, że to on. To był mój Louis. „Jak ja mam go teraz odzyskać, kiedy on jest gwiazdą?”.
_______________________________________________________________________

Beznadziejny rozdział -,- Jest tak nudny, że masakra...
Całusy,
Olga

środa, 25 stycznia 2012

Rozdział pierwszy

- Co się dzieje? – zadałam pytanie, choć nie wiedziałam komu. Widziałam tylko oślepiającą biel. Po chwili moje oczy się przyzwyczaiły.
- Cześć! – nagle przede mną pojawił się koleś… w kiecce?
- Eee… Cześć. – odpowiedziałam gapiąc się na jego ciuchy z miną typu „WTF?”. – Co ty masz na sobie?
- Jak to co? Mój anielski strój.
- Anielski? – zdziwiłam się. Temu kolesiowi chyba naprawdę padło na łeb.
- Tak. Jestem aniołem.
- Taa, jasne… - wywróciłam oczami.
- Udowodnię ci to. – uśmiechnął się, po czym z jego pleców wyrosły wielkie pierzaste skrzydła.
- Wow. – wytrzeszczyłam oczy. – Dobra, to było niezłe. Ale to na pewno jakaś sztuczka. Jesteś zawodowym magikiem?
- Nie. Jak mówiłem, jestem aniołem. Może dzięki temu uwierzysz? – pstryknął palcami.
Poczułam jak się unoszę. Zaczęłam wymachiwać rękami i wierzgać nogami, ale było to bezskuteczne.
- Dobra, wierzę ci, ale przestań już! – zaczęłam się drzeć. Anioł pstryknął ponownie palcami i upadłam na „ziemię” (właściwie to staliśmy w powietrzu).
- Ała, to bolało. – mruknęłam niezadowolona masując tyłek. – No, dobra. Jesteś aniołem…
- Tak konkretnie to Vivienne. – przedstawił się, podając mi rękę.
- Vivienne? – parsknęłam śmiechem. – To damskie imię.
- Wcale nie. – obruszył się. – Wśród aniołów jest to bardzo popularne imię męskie.
- Dobra, dobra. Jak chcesz… Vivienne. – nie umiałam się powstrzymać i parsknęłam znowu, ściskając jego dłoń. – A więc ty jesteś aniołem. Ja jestem człowiekiem, więc skoro cię spotkałam to znaczy, że nie żyję?
- Tak. Zginęłaś w wypadku samochodowym.
- A gdzie teraz właściwie jestem?
- Jak to gdzie? W Niebie.
- Myślałam, że do Nieba idą tylko wieczne dziewice?
- Nie, nie tylko. A sprawę twojego dziewictwa pozostawię bez komentarza, jeśli pozwolisz.
- Jak chcesz Viv.
- Nie mów do mnie Viv.
- Czemu nie? To zdrobnienie.
- Jestem aniołem wysokiej klasy. – powiedział wypinając dumnie pierś. – Nie życzę sobie, by zwracając się do mnie używano zdrobnień.
- No to może wolisz Vivi? – spytałam.
- Nie!
- Za późno. Podoba mi się.
- Za co Panie, za co? – spojrzał błagalnie w górę.
- Ej Vivi, a to na pewno nie jest sen?
- Nie.
- A skąd mam wiedzieć?
Anioł podszedł do mnie i mnie uszczypnął.
- Ał! – krzyknęłam.
- Wystarczy jako dowód?
- No dobra, niech ci będzie. Ale ja nie chcę tu być! Chcę wracać na Ziemię, do moich przyjaciół i rodziny. No i do Louis’a. Jak ten głupek poradzi sobie beze mnie?
- Niestety będzie musiał. TY NIE ŻYJESZ. – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowa.
- No, ale przecież Bóg jest wszechmogący, nie? To chyba umiałby mnie przywrócić do życia.
- Myślisz, że jesteś pierwszą, która o to prosi? Wiele osób pragnie powrotu, kiedy się tu znajdzie. Gdybyśmy wskrzeszali każdego, kto sobie tego zażyczy to po co byłoby pojęcie śmierci?
- No ale chyba nic się nie stanie jak zrobicie jeden raz wyjątek. Proszę, Vivi.
Chwilę się zastanawiał.
- Wiesz… - zaczął. – Mamy pewien przypadek. Dziewczyna popełniła samobójstwo i już była w połowie drogi do nas, ale lekarzom udało się ją odratować. Tylko, że ona nie chce wracać.
- To zamieńcie nas i będzie gites majonez!
- To nie takie proste. To ją ocalili, więc musiałabyś wrócić do jej ciała.
- Ale, że jak? – zrobiłam fejs typu O.o
- Normalnie.
- No może dla ciebie to normalne, ale wyobraź sobie, że dla mnie nie za bardzo.
- Eh ci ludzie… - westchnął. – Ta dziewczyna ma na imię Annabel Blue. Ona zostałaby tutaj, a ty wróciłabyś na Ziemię, ale od tej pory żyłabyś jej życiem, nie swoim własnym. Twoje się już zakończyło i nie masz jak do niego wrócić.
- Czyli byłabym Annabel Blue? – upewniłam się.
- Tak. Przynajmniej z zewnątrz. No i tak musiałabyś się przedstawiać.
- Spoko.
- Ale to jeszcze nie koniec. – anioł pomachał palcem tak blisko mojego nosa, że zrobiłam zeza. – Nie wolno ci nikomu powiedzieć kim naprawdę jesteś. Zresztą i tak wzięliby cię za chorą psychicznie.
- A co gdybym się wygadała?
- Wtedy nie nacieszysz się tym ciałem długo. – odparł.
- No dobra, zgadzam się.
- Ale nie wiesz jeszcze jednej rzeczy. Od twojej śmierci minęły ponad dwa lata.
- Co?! To co ja robiłam przez ten cały czas?!
- Potrzebowaliśmy trochę czasu na zdecydowanie dokąd trafisz - tu czy do piekła. Poza tym twoja pobudka też nie trwała krótko.
- Jaka pobudka?
- Dusza potrzebuje czasu na pobudkę. Ale twój przypadek jest niezwykły… jeszcze nigdy nie widziałem duszy, która tak długo by się budziła.
- Od zawsze byłam śpiochem.
- To nie ma z tym nic wspólnego. To zależy od…
- Dobra, przestań już ględzić. Chcę wracać. Mam nadzieję, że nie zajmie to kolejnego roku.
- Nie. Co najwyżej godzinę, ale ty jej nawet nie odczujesz.
- A zobaczymy się jeszcze Vivi? – spytałam. Może i krótko się znaliśmy, ale polubiłam tego przygłupa.
- Będę co jakiś czas wpadał, żeby sprawdzić jak sobie radzisz.
- OK. Dobra zaczynajmy.
Vivienne pstryknął, po czym urwał mi się film.

***

Otworzyłam oczy i ujrzałam jakiegoś faceta pochylającego się nade mną. Postanowiłam, że będę udawać kochaną córeczkę tatusia. Co prawda nie wiem, jakie tamta dziewczyna… Jak ona miała? A no tak, Annabel. Muszę zapamiętać. Co prawda nie wiem, jakie ona miała stosunki z rodzicami, ale stwierdziłam, że lepiej, żebym ja miała dobre.
- Tatusiu! – rzuciłam się mężczyźnie na szyję. Wymusiłam nawet łzy (oczywiście miały symbolizować łzy szczęścia), ale facet jakoś dziwnie zareagował. Zaczął się wyrywać. Hmm… „Może jeszcze nie wiedzą, że lekarzom udało się mnie uratować i myślał, że jestem już trupem? ”, pomyślałam.
W tym momencie do sali weszło jakieś małżeństwo w średnim wieku.
- Co się tu dzieje?! – zdziwiła się kobieta.
- Nie mam pojęcia! – bronił się facet, na którego szyi byłam uwieszona. – Chciałem ją zbadać, ale ona się obudziła i nagle na mnie rzuciła!
- Córciu, co ty wyrabiasz? – zdziwił się drugi osobnik płci męskiej obecny w pomieszczeniu.
Chwila. Córciu? Ups. Chyba dobre pierwsze wrażenie mi nie wyszło…
____________________________________________________________________________

Najbardziej dupiaty rozdział jaki w życiu napisałam. Już czuję, że to opo to będzie nie wypał. To jest tak okropne, że sama sobie współczuję, że jestem tego autorką.
W humorze nie jestem no ale stały podpis więc:
Całusy,
Olga

niedziela, 22 stycznia 2012

Prolog

Szłam boso po chodniku, o czwartej nad ranem. W jednej ręce niosłam szpilki, a drugą trzymałam dłoń mojego chłopaka. Jak zwykle wracaliśmy roześmiani i upici z imprezy.
- Zaczyna kropić. – zauważył mój towarzysz.
- I co z tego? Lubię deszcz.
Puściłam jego rękę i wbiegłam na ulicę.
- Co ty wyrabiasz?!
- Spokojnie. – śmiałam się. – Nic tędy nie jeździ o tej porze.
Zaczęłam obracać się na środku drogi, czując krople deszczu na swojej twarzy. „Co za wspaniałe uczucie”, pomyślałam.
- Julie, uważaj! – usłyszałam nagle krzyk Louis’a.
Ostatnie co pamiętam to uderzenie, huk i straszny ból. Potem ujrzałam jasne światło...

***

Podszedłem bliżej i położyłem wieniec na jej grobie. Ciągle nie docierało do mnie, że odeszła… Dlaczego ona? Dlaczego nie ja? Życie jest takie niesprawiedliwe… Przeżegnałem się i zacząłem odmawiać za nią modlitwę.

***

Wake me up
Wake me up inside
Call my name and save me from the dark
Bid my blood to run
Before I come undone
Save me from the nothing I’ve become
Breathe into me and make me real
Bring me to life

__________________________________________________________________________

Nie wyszedł mi ten prolog ;/ Myślałam, że będzie lepszy. No ale nic, ocenę pozostawiam Wam. A i wiem, że teraz jest ponuro, ale nie martwcie się, w rozdziale pierwszym będzie lepiej ;) Wynika to również z tego, że główna bohaterka jest bardzo pozytywną postacią ;D
Mam kontynuować opowiadanie? Jeśli Wam się spodoba to kontynuuję, więc piszcie czy mam Was informować jak coś.
Całusy,
Olga

Bohaterowie


Julie Sky (ur. 19.09.1992, zm. 25.11.2009.) – za życia była gadatliwą, pewną siebie i energiczną dziewczyną, wszędzie było jej pełno. Była po uszy zakochana w swoim chłopaku – Louis'ie Tomlinson'ie. Zginęła potrącona przez samochód, lecz niebiosa były dla niej łaskawe i dały jej szansę na nowe życie, w innym ciele. Jedyne czego teraz pragnie to odnaleźć swojego ukochanego. Jednak nie wie jak wiele się zmieniło podczas jej nieobecności, na dodatek teraz to anioły będą ustalać zasady, według których będzie żyć.


Annabel Blue (ur. 15.03.1993) – skryta w sobie, nieśmiała dziewczyna. Wyrzutek społeczny. Miała jednego przyjaciela, który był dla niej najważniejszą osobą na świecie. Mogła na nim polegać, lecz kiedy wyjechał, urwał im się kontakt. Załamała się tym i popełniła próbę samobójczą. Na jej nieszczęście lekarzom udało się ją uratować. Jednak ona nie ma ochoty wracać do świata żywych.


Louis Tomlinson (ur. 24.12.1991) – zabawny, nierozgarnięty chłopak. Przynajmniej taki był przed śmiercią swojej dziewczyny, Julie, poza którą świata nie widział. Po tym wypadku nie umiał się pozbierać, kilka razy próbował popełnić samobójstwo. Jego mama wysłała go do programu „X Factor”. Stwierdziła, że to może być szansa, by ponownie odnalazł szczęście. Nie myliła się. Louis jest teraz członkiem zespołu One Direction, znowu zaczyna mu się układać. Próbuje zacząć żyć od nowa.


Harry Styles (ur. 01.02.1994) – wesoły chłopak, lubiący flirtować z dziewczynami. To jemu pierwszemu Louis mówi o swoich problemach. Członek zespołu One Direction.


Niall Horan (ur. 13.09.1993) – wieczny głodomór. Śmieje się praktycznie z wszystkiego i między innymi za to ludzie go uwielbiają - zawsze jest pogodny. Na dodatek ma bardzo charakterystyczny śmiech. Członek zespołu One Direction.



Zayn Malik (ur. 12.011993) – trochę próżny i arogancki, lecz jest świetnym przyjacielem. Bardzo dba o swój wygląd, przez co niektórym może wydawać się nieco lalusiowaty, jednak pozory mylą. Członek zespołu One Direction.


Liam Payne (ur. 29.08.1993) – najspokojniejszy z zespołu, jednak nie znaczy to, że nie umie się zabawić. Tak zwany „Daddy Direction”. To on doprowadza chłopaków do porządku, kiedy za bardzo narozrabiają. Członek zespołu One Direction.


I inne, mniej ważne postacie.

_______________________________________________________________________________

Wątpię, że spodoba się Wam mój pomysł ;/ Opowiadania 1D raczej nie mają wątków paranormalnych... A co do tego to JEDYNYM wątkiem paranormalnym w tym opowiadaniu będzie to, że Julie powróciła na Ziemię. Nie będzie tu żadnej magii, zmiennokształtnych itp. Co najwyżej anioł czasem pogada z główną bohaterką xd A i nie będzie to ckliwa opowiastka, w której załamana główna bohaterka poszukuje miłości swojego życia. Postaram się pisać raczej na wesoło :)
Co sądzicie o moim pomyśle? Piszcie w komentarzach :) Dziś wieczorem, albo jutro dodam prolog i jeśli ktoś będzie zainteresowany to zacznę pisać rozdziały. Jeśli nie - usuwam bloga. A i NIE PORZUCAM STAREGO OPOWIADANIA. Mam jeszcze do niego pewne pomysły ;)
Całusy,
Olga

EDIT: A i piszcie jeśli chcecie być informowane :) Na razie mam listę ze starego bloga, ale stworzę nową. 

wtorek, 17 stycznia 2012

Wstęp

Hej
Będę tu dodawać rozdziały mojego opowiadania o One Direction :) Nie wiem, kiedy zacznę to robić, gdyż na razie skupiam się na moim innym blogu, na którego serdecznie zapraszam take-you-to-another-world.blogspot.com
Postaram się nie popełnić tego samego błędu co tam, mianowicie: za mało reszty chłopców. Będzie ich tutaj więcej.
Za jakiś czas dodam bohaterów oraz prolog i jeśli przypadnie to komuś do gustu to zabiorę się za pisanie rozdziałów :)
Chyba pozostanę przy moim starym podpisie ;p
Całusy,
Olga