Wszyscy obecni w szpitalnej sali patrzyli się na mnie w dziwny sposób.
- Eee… No bo ja… Ja myślałam, że pan jest moim ojcem. – powiedziałam w końcu. „Eh, mogli mnie tam u góry wyposażyć w choć trochę wiedzy na temat życia tej dziewczyny.”
- Czy to możliwe, żeby miała amnezję? – spytała zmartwiona kobieta.
- Nie powinna… Ale nawet jeśli, to amnezja nie objawia się w tak dziwaczny sposób.
- Może jestem wyjątkowa. – mruknęłam niezadowolona z tego, że rozmawiają jakby mnie tu nie było.
- Może. – przyznał lekarz. Czułam, że chyba mnie nie polubił.
- No dobra, pomyliłam się. – przyznałam. – Więc to wy jesteście moimi rodzicami? – zwróciłam się do małżeństwa.
- Tak. – uśmiechnął się mężczyzna delikatnie. „Muszę zacząć opisywać ich jako mich rodziców”, pomyślałam. – Nie pamiętasz nas?
- Ee… Nie za bardzo.
- A pamiętasz jak się nazywasz? – zapytał lekarz.
Jak ona miała na imię? Coś na Anne… Annabeth? Nie… O, wiem! Annabel. Ale chyba nie powinnam się im przyznawać, że to wiem…
- Nie, nie pamiętam. – odparłam.
- Jesteś Annabel Blue. Próbowałaś popełnić samobójstwo, ale na szczęście udało nam się cię uratować.
- A dlaczego chciałam się zabić? – zapytałam. Chyba powinnam była to wiedzieć.
- Dokładnie nie wiemy. - zaczęła… moja mama. – Chyba przez to, że byłaś samotna.
- W jakim sensie samotna?
- W szkole trzymałaś się raczej na uboczu, przez co po skończeniu jej nie miałaś zbyt wielu przyjaciół. Z wyjątkiem jednego… Ale on wyjechał.
- Aha. – to wszystko co odpowiedziałam. Nie wiedziałam jeszcze co o tym wszystkim myśleć. Czy to był wystarczający powód, żeby się zabijać?
- Ale niech cię to teraz nie nurtuje. Najważniejsze, że żyjesz i że odzyskaliśmy naszą córeczkę. – uśmiechnął się mój tata. Właściwie to nie mój… I nie odzyskali swojej córki. Czy to było wobec nich fair? Ale przecież ich córka nie chciała wracać, a ja tak, więc uszczęśliwiłam łącznie cztery osoby, włącznie ze mną.
- Kiedy będę mogła opuścić szpital? – spytałam.
- Jeszcze trochę tu zostaniesz. – odezwał się znowu lekarz. – Tydzień, może krócej.
- Ale to za długo! – zaczęłam protestować. – Czuję się świetnie!
Zerwałam się i stanęłam na łóżku, żeby pokazać im, że jestem w pełni sił. Niestety straciłam równowagę i spadłam prosto na… lekarza. „Tak, ten koleś zdecydowanie nie będzie mnie lubił”, pomyślałam.
- Kochanie, nic ci nie jest?! – tata zaczął mnie podnosić.
- Nie, nic.
- Jej może nie, ale mi chyba zgniotła zebro. – jęknął mężczyzna wstając. – Nie przeceniaj swoich możliwości młoda damo. Teraz poproszę pana ze mną. – zwrócił się do mojego taty. Wyszli z sali.
- Khdskngjghdksadswe – mama zaczęła jakoś dziwnie nawijać. Spojrzałam na nią mniej więcej tak O.o
- Eee… Co? – spytałam.
- Nie zrozumiałaś mnie?
- Nie za bardzo…
- Chyba naprawdę masz jakiś dziwny przypadek amnezji. – posmutniała. – Urodziłam się w Polsce, ale przyjechałam tu na wakacje po studiach. Zakochałam się w twoim ojcu i zostałam na stałe. Od małego mówiłam do ciebie po polsku… Ale najwidoczniej zapomniałaś tego języka. Co jest dziwne, bo przecież mowy się nie zapomina, nawet mając amnezję. Angielski pamiętasz, a polski nie… No ale nic. Nauczę cię na nowo, dobrze?
- Jasne. – odparłam, choć szczerze mówiąc nie miałam na to ochoty. Uczenie się obcych języków nigdy mi nie szło, a teraz miałam nauczyć się jakiegoś na tyle, żeby posługiwać się nim na co dzień. Jeszcze zniosłabym, gdyby były to na przykład hiszpański, niemiecki, albo coś tego typu, aż takie trudne nie są. Ale polski? To będzie jakaś masakra…
*Tydzień później*
Nareszcie wypisali mnie ze szpitala. Myślałam, że umrę tam z nudów. Właśnie wchodziłam za rodzicami do mojego nowego domu w Wolverhampton. Nie było to aż tak daleko od mojego rodzinnego miasta – Doncaster. Ściągnęliśmy kurtki i buty, po czym podążyłam za mamą na górę, do mojego pokoju. Nie był jakiś szczególny – jasnozielone ściany były puste, żadnych plakatów. W prawym rogu stało idealnie pościelone łóżko, obok którego znajdowała się szafka nocna. Po lewej stała średniej wielkości szafa, a za nią znajdowało się okno z dużym parapetem, na którym leżały poduszki. Przy wejściu stała komoda, a na końcu pokoju biurko. „Najgorzej nie jest”, pomyślałam.
- Pewnie jesteś zmęczona, odpocznij. – powiedziała mama, najpierw po polsku, a potem po angielsku.
Tak jak zapowiedziała mi w szpitalu, uczyła mnie polskiego. Na szczęście nie szło mi tak fatalnie jak się spodziewałam. Pamiętałam już parę słów, umiałam nawet zdania typu „Mam na imię Annabel”, ale do komunikowania się było tego za mało. A słowami, które znałam były dni tygodnia, zwroty na powitanie i pożegnanie i tego typu rzeczy.
Wbrew temu, co przypuszczała mama, nie byłam zmęczona. Podeszłam do biurka i zaczęłam przeglądać jego szuflady. Było tam dużo szkicowników. Przeglądałam je, przyglądając się dokładnie rysunkom. „Miała talent”, pomyślałam.
- Ładnie tak szperać w cudzych rzeczach? – usłyszałam głos za sobą. Podskoczyłam przestraszona. Chwila… Ten głos. Odwróciłam się i… ujrzałam uśmiechniętego Vivi’ego.
- Przestraszyłeś mnie! I nie grzebię w cudzych rzeczach. Teraz to moje rzeczy.
- Niby tak, ale jednak nie do końca. Chciałabyś żeby ktoś grzebał w twoich rzeczach?
- Gdybym była martwa to byłoby mi już wszystko jedno. A tak właściwie to co ty tu robisz?
- Mówiłem, że będę co jakiś czas wpadać, żeby sprawdzić jak sobie radzisz.
- No tak. A inni cię widzą?
- Nie. Tylko ty. – uśmiechnął się chytrze.
- Pewnie będziesz to podle wykorzystywał jak w filmach, co? Żeby zrobić ze mnie idiotkę.
- Bingo. Tak krótko się znamy, a już tyle o mnie wiesz.
- Anioły chyba powinny być dobre i pomagać, nie?
- A niepełnoletnie dziewczynki nie powinny uprawiać seksu, nie?
- Teraz jestem już pełnoletnia! Nawet w starym życiu.
- Tak, ale wtedy nie byłaś. No nic, widzę, że wszystko u ciebie w porządku, więc wybacz, muszę już znikać. – zrobił dokładnie to co powiedział.
Odłożyłam szkicowniki i kontynuowałam przeszukiwanie biurka. Znalazłam pamiętnik. Nie miał kłódki, najwidoczniej Annabel nie obawiała się o niego za bardzo. No tak, nie miała denerwującego rodzeństwa jak ja kiedyś. Chociaż… Teraz z chęcią posprzeczałabym się z moją o cztery lata młodszą siostrą Daphne. „W tym roku będzie miała swoją szesnastkę”, pomyślałam. Żałowałam, że nie będę mogła z nią być w tym dniu. Tęskniłam za starym życiem. No ale powinnam się cieszyć, że dostałam szansę powrotu na Ziemię. Inni, którzy umarli nie mieli tyle szczęścia.
Postanowiłam odpędzić od siebie wspomnienia. Otworzyłam pamiętnik. „Niech to szlag”, pomyślałam. Wszystko było zapisane po polsku. Co za ironia losu. Przerzucałam strony, ale jedyne co było po angielsku to jakieś cytaty, przypuszczam, że z piosenek. Niektóre nawet kojarzyłam, pomimo tego, że ominęły mnie ponad dwa lata życia muzycznego świata. Zauważyłam powtarzające się imiona, najwięcej było Liam’a. Byli także Harry, Zayn, Niall i… Louis. To imię przypomniało mi mojego chłopaka. To on był częścią mojego życia, za którą najbardziej tęskniłam. „Ogarnij się Julie, miałaś się nie dołować”, przywróciłam się w myślach do porządku.
Zauważyłam też, że wiele razy wypisywała jeden kierunek, ale wnioskując po wielkich literach, po tym że było to po angielsku i po wielu cytatach towarzyszących tym słowom, była to zapewne nazwa jakiegoś zespołu. Pewnie była ich fanką. Mimo wszystko postanowiłam się upewnić. Włączyłam komputer i weszłam na internet. Wpisałam w wyszukiwarce Google One Direction. Wyskoczyło mi mnóstwo wyników. Kliknęłam w wikipedię. Tak jak przypuszczałam był to zespół. Powstali w X Factorze. Zerknęłam na członków: Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne, Harry Styles, Louis…
Zatkało mnie. „Nie.”, pomyślałam. „To może być po prostu zbieżność nazwisk.” Zerknęłam na zdjęcie zespołu… Ten koleś był podobny. Czy jest możliwa zbieżność nazwisk i podobny wygląd? Cofnęłam i wybrałam grafikę Google. Kliknęłam jedno z pierwszych zdjęć, aby ujrzeć je większe. Ponownie mnie zatkało… „To niemożliwe”, wmawiałam sobie. „To nie on”. Ale w głębi duszy wiedziałam, że to on. Wszędzie bym go poznała.
Od zawsze podziwiałam jego cudowny głos. Nawet sama zachęcałam go, żeby poszedł do X Factor’a, ale nigdy mnie nie słuchał. Ocknęłam się i weszłam na youtube’a. Wpisałam Louis Tomlinson X Factor, po czym kliknęłam filmik z audycji. Teraz miałam już stuprocentową pewność, że to on. To był mój Louis. „Jak ja mam go teraz odzyskać, kiedy on jest gwiazdą?”.
_______________________________________________________________________
Beznadziejny rozdział -,- Jest tak nudny, że masakra...
Całusy,
Olga