Postanowiłam, że dam Liam’owi trochę czasu, więc wybrałam
się do jego domu, by z nim porozmawiać dopiero następnego dnia. Stanęłam przed
drzwiami i wzięłam głęboki oddech, po czym zapukałam. Szczerze mówiąc miałam
nadzieję, że otworzy mi ktoś inny, niż Liam. Potrzebowałam jeszcze chwili, żeby
zebrać się na tę rozmowę.
Moje prośby najwidoczniej zostały wysłuchane, gdyż w progu,
zamiast Liam’a, ujrzałam Lou.
- Cześć. – uśmiechnął się na mój widok.
- Cześć. – odpowiedziałam. – Mogę wejść?
- Pewnie, ale możemy najpierw porozmawiać? – spytał,
wychodząc i zamykając drzwi.
- O czym?
- Chciałem cię spytać… Czy może miałabyś ochotę wyjść gdzieś
ze mną w sobotę?
Na moich ustach automatycznie pojawił się ogromny banan.
- Jasne. – odparłam.
- Cieszę się. – uśmiechnął się szeroko.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, po czym zaczął przysuwać
swoją twarz do mojej. Nachylał się nade mną i już prawie musnął moje usta,
kiedy nagle drzwi się otworzyły. Natychmiast od siebie odskoczyliśmy.
- Ups. Chyba wam w czymś przeszkodziłem. – ktoś zachichotał.
Spojrzałam morderczym wzrokiem na winowajcę – okazał się nim
nie kto inny, jak Harry. Zobaczyłam jak Lou posyła mu piorunujące spojrzenie,
co sprawiło, że znów się uśmiechnęłam.
- Wchodzicie, czy chcecie dokończyć? – zapytał Hazza z
głupawym uśmieszkiem.
- Wchodzimy. – odparłam.
Ja i Lou weszliśmy do środka, podczas gdy Harry gdzieś wybył.
- Jest Liam? – zwróciłam się do Lou.
- O, więc to do niego przyszłaś. – posmutniał.
- Zrozum, muszę z nim porozmawiać.
- Rozumiem. – zapewnił. – Liam jest w swoim pokoju.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się, po czym udałam się na górę.
Stanęłam przed drzwiami od jego pokoju i wzięłam głęboki oddech, po czy
zapukałam. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, jednak mimo wszystko nacisnęłam
klamkę. Ujrzałam chłopaka leżącego na łóżku, wpatrującego się w sufit. Miał
sine worki pod oczami, co świadczyło o tym, że ta noc nie była dla niego lekka.
Na dodatek miał opuchnięte i zaczerwienione oczy, zapewne z powodu płaczu.
- Liam. – szepnęłam.
- Proszę cię, daj mi spokój. – odpowiedział beznamiętnie.
- Nie. – odparłam, siadając na brzegu łóżka. – Nie mogę tego tak zostawić,
nie mogę ciebie zostawić. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?
- Właśnie, przyjaciółmi. – powiedział smutno, podnosząc się do pozycji
siedzącej. Nogi miał rozsunięte, ręce zarzucone na kolanach, a głowę zwróconą w
moim kierunku. Wpatrywał się we mnie smutnymi oczyma.
- Liam, ale co ja mam zrobić? Przeprosić cię za to, że cię nie koch…
Nagle wszystko zniknęło. Widziałam tylko czarną pustkę, choć właściwie nie
wiem, czy w takim razie można uznać, że coś widziałam. Nie wiedziałam, co się
dzieje. Straciłam kontrolę nad moimi kończynami, nie mogłam się poruszyć. Nagle
ciemność zniknęła, a zastąpiło ją bardzo silne światło. Kiedy w końcu udało mi
się coś dojrzeć, a raczej kogoś, okazał się nim mój znajomy anioł…
- Vivi? – zdziwiłam się.
- Mówiłem ci, że masz mnie tak nie nazywać! To hańba! – poirytował się.
- Weź się tak nie gorączkuj, bo ci aureola spadnie. Co ty tu tak właściwie
robisz?
- Co ja tu robię? – uniósł brwi. – Raczej, co TY tu robisz. Jesteśmy w
Niebie.
- Co?! Znowu?! – zdziwiłam się. – Dlaczego ja tu jestem?!
- Nastąpiły… pewne komplikacje.
- Jakie komplikacje?
- Annabel uciekła.
- Co?! – wytrzeszczyłam oczy. – Ale że jak?! Uciekła z Nieba?! Czy to w
ogóle możliwe?!
- Jeśli ma się nadal „aktywne” – gestykulował palcami cudzysłów. – ciało na
Ziemi… Wtedy tak.
- Upewnię się, czy dobrze zrozumiałam. Prawdziwa Annabel wróciła do swojego
ciała?! – ponownie wytrzeszczyłam oczy.
Anioł kiwnął na znak, że mam rację.
- Da się to jakoś odwrócić? – dociekałam. – Poza tym przecież oddała mi
swoje życie, teraz jest moje!
- Ale stąd zobaczyła, jak chłopak, którego kochała wyznaje jej, a właściwie
tobie, miłość. To ją zmotywowało i udało jej się uciec. Dotarcie na Ziemię
trochę jej zajęło, ale kiedy się to udało, automatycznie wyrzuciła cię z jej
dawnego ciała.
- Ale to nie fair! – krzyknęłam. – Ja chcę wracać!
- Spokojnie, wrócisz. Jak sama powiedziałaś, oddała ci ciało, więc, żeby je
odzyskać, musi dostać twoją zgodę. Dlatego nie martw się, to tylko chwilowe.
- A kiedy wrócę?
- Nasi już nad tym pracują.
- Uf, to dobrze. – odetchnęłam. – Ale chwila. – zmartwiłam się ponownie. –
Ona jest teraz z Liam’em! Na pewno namiesza! Możesz mnie tam przenieść,
chociaż, jako obserwatora?
- Robi się. – powiedział, po czym pstryknął palcami i niemal natychmiast znalazłam
się ponownie w pokoju Liam’a, tym razem z Vivi’m u mojego boku.
- Annabel? – Liam lekko potrząsał jej ciałem. Najwidoczniej na czas zamiany
miejsc ciało zemdlało.
- Liam? – powoli podniosła powieki, a na jej ustach pojawił się uśmiech. –
Tęskniłam za tobą.
- Ale jak to? – zdziwił się.
- Nie było mnie tu trochę…
- Annabel, dobrze się czujesz? – zmarszczył brwi.
- Nigdy nie czułam się lepiej. – zapewniła. Wpatrywała się mu głęboko w
oczy, po czym zaczęła się do niego przybliżać.
- Co ona wyrabia?! – krzyknęłam. – Niech ona się nawet nie warzy! –
podeszłam, próbując ją powstrzymać.
- Przykro mi, ale jesteś tu tylko obserwatorem. Oni cię nie widzą, ani nie
słyszą, a ty nie masz żadnego wpływu na to, co się tu dzieje.
- Więc zostaje mi tylko stać i patrzeć jak miesza mi w życiu?!
- Tak. – wzruszył ramionami.
Tymczasem usta Annabel i Liam’a połączyły się w delikatnym pocałunku. „Eh,
żadnej namiętności”, pomyślałam. W tym momencie drzwi się uchyliły, a do środka
wejrzał… Louis.
- O cholera. – mruknęłam, obserwując dalsze obroty sprawy.
Annabel i Liam odskoczyli od siebie, a Louis stanął jak wryty. Widziałam
zdziwienie i zarazem zakłopotanie, malujące się na jego twarzy.
- Przepraszam. – mruknął, po czym wyszedł z pokoju.
W tym momencie nagle znowu znaleźliśmy się w Niebie. Ale nie sami. Przede
mną stała sprawczyni całego zamieszania, sama Annabel Blue.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęłam. – Oddałaś mi swoje życie, więc teraz
się do niego nie mieszaj, kiedy mnie udało się je naprawić!
- Przepraszam. – powiedziała cicho.
Zdziwiło mnie to. Sądziłam, że będzie się ze mną wykłucać, a ona… okazywała
skruchę? A no tak… Ona za życia nie była raczej kłótliwa. Nie to, co ja…
- Dlaczego to zrobiłaś? – spytałam.
- Nie masz pojęcia ile marzyłam, o tym, by Liam mnie pokochał. A teraz,
kiedy nareszcie poznałam prawdę, wyznał to nie mnie, a tobie… A ty go nawet nie
kochasz. To nie twoja wina i rozumiem cię, ale po prostu… Chciałam poczuć jego
bliskość. Jeszcze raz przepraszam.
- Nie szkodzi. – westchnęłam. – Ja ciebie też rozumiem.
- Dziękuję. – uśmiechnęła się lekko. – Mogłabym cię, o coś prosić? –
spytała niepewnie. – W sumie to was oboje. – zerknęła na Vivienne.
Kiwnęliśmy głowami na znak, że się zgadzamy.
- Pozwólcie mi wrócić po raz ostatni. – spojrzała na nas prosząco. – Chcę się
tylko pożegnać.
- To możliwe? – spytałam, spoglądając na Vivi’ego.
- Możliwe. – kiwnął głową.
- W takim razie zgoda. – uśmiechnęłam się do niej.
Wróciliśmy do pokoju. Ja i Vivi znów byliśmy obserwatorami.
- Annabel? – Liam znowu lekko potrząsał jej ciałem.
Otworzyła oczy i spojrzała na niego smutno.
- Liam, posłuchaj. – zaczęła. – Musimy się pożegnać.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się.
- Pewnie zauważyłeś, że ostatnio trochę się zmieniłam…
- Nawet nie trochę, tylko bardzo.
- Tak. – kiwnęła głową. – Posłuchaj, dawna Annabel cię kochała i nadal
kocha. Pomimo, że nie może już z tobą być. Nie staraj się tego zrozumieć. Ale
musisz spróbować się odkochać, bo ona już nigdy nie wróci… – powiedziała. –A jeśli chodzi o to, jaka
jestem teraz… To się nie zmieni. Ale nadal darz mnie przyjaźnią, dobrze? –
uśmiechnęła się. Wiedziałam, że powiedziała to dla mnie.
- Co ty za bzdury wygadujesz? – Liam zaczynał się martwić.
- To nie bzdury. Tak jest. – wzruszyła ramionami. – Już mówiłam, nie staraj
się tego zrozumieć. Chciałam się tylko pożegnać i wyznać ci, że też cię kocham.
A raczej kochałam. – uśmiechnęła się blado, po czym zemdlała.
Ponownie przenieśliśmy się do Nieba.
- Dziękuję, że dałaś mi tę szansę. – Annabel uśmiechnęła się do mnie.
- Nie ma za co. – odwzajemniłam uśmiech, po czym powróciłam na Ziemię.
Powoli uniosłam powieki i ujrzałam nachylającego się nade mną Liam’a.
- To znowu ja. – powiedziałam.
- Dobra, ja już nic z tego nie rozumiem. – Liam westchnął. – Może potrzebujesz
pomocy psychologa?
- Nie, nic mi nie jest. Już nie będzie takich dziwnych sytuacji, obiecuję. –
zapewniłam. – I, Liam, ja… Przepraszam. Przepraszam za to wszystko, za całe te
zamieszanie.
- Nic się nie stało. – powiedział smutno.
- Przyjaciele? – podałam mu rękę, uśmiechając się delikatnie.
- Przyjaciele. – Liam uścisnął moją rękę, odwzajemniając uśmiech.
Posiedziałam jeszcze chwilę u Liam’a. Gadaliśmy trochę, po czym
stwierdziłam, że muszę pogadać z Lou. Udałam się do jego pokoju i lekko
zapukałam. Zachowywał się tak, jak Liam, czyli ignorował pukanie. Postanowiłam,
że ja też zachowam się jak poprzednio i po prostu weszłam.
- Louis, musimy porozmawiać. – oznajmiłam.
- Nie mamy, o czym. – odparł beznamiętnie.
- Owszem, mamy. Muszę ci wyjaśnić…
- Co takiego?! Już wszystko wiem. Byłem po prostu twoją zabawką! – uniósł się.
– Daruj sobie usprawiedliwianie się kolejnymi kłamstwami.
- Ale Louis…
- Wyjdź. – warknął.
Spuściłam głowę i spełniłam jego prośbę. Nic nie szło po mojej myśli,
wszystko się waliło… Najwidoczniej z początku było za prosto.
________________________________________________________________
Przepraszam Was bardzo, że rozdziału nie było aż 2 tygodnie, ale miałam problem z napisaniem go, no i czasu było też niewiele ;s Ale w końcu jest i to dłuuugi! :) (w porównaniu z tymi poprzednimi :P). W miarę mi się podoba, pewnie dlatego, że nie pisałam na szybko :) Chyba trochę pogmatwałam z tym ciągłym przenoszeniem się w dwie strony, ale mam nadzieję, że jakoś ujdzie :P
Powinnam teraz czytać lekturę, albo robić prezentację, z którą zalegam od kilku miesięcy, a zamiast tego piszę i dodaję dla Was rozdział, więc proszę, doceńcie to ♥
Całusy,
Olga